indywidualne treningi pod okiem profesjonalnego trenera sportowego

Koszyk

Sprawdź koszyk

Email

bieganie@pawkorunner.pl

To była sobota, 2.09.2023r. Wydawałoby się że dzień jak co dzień. Rano zakupy. Później fryzjer. Nareszcie weekend, więc można się zrelaksować po całym tygodniu pracy. Ale nie… Ten dzień był inny. Lekki stres jak przed egzaminem na studiach, na który przecież się przygotowywałem, ale zawsze niepewność jest jakie będą pytania. Przygotowania tym razem nie polegały jednak na rozwiązywaniu równań różniczkowych jak na studiach inżynierskich, ale na bieganiu. Przepraszam… na trenowaniu biegania. Na bieganiu wg planu tak żeby forma była na czas.

Był to dzień startu w półmaratonie. W 8. Nocnym Półmaratonie Praskim w Warszawie. Półmaraton to z jednej strony dystans dość długi, a z drugiej szybki. Z jakiegoś powodu jednak lubię ten dystans. Może dlatego, że nieźle mi on wychodził na zawodach. Najpierw było 1:35:21 w 16. Półmaratonie Warszawskim w marcu zeszłego roku. Później 1:29:01 w 7. Półmaratonie Praskim we wrześniu zeszłego roku. Ostatni start to 17. Półmaraton Warszawski i wynik 01:26:08. Taki progres motywuje, bo wiem, że praca na treningu idzie we właściwym kierunku. Wiedziałem, że nie będzie lekko, ale widziałem też, że jestem przygotowany żeby znów poprawić swoje PB. Cel był jasny. Pobiec na 1:24. Dlaczego akurat tyle? Był to start kontrolny przed maratonem. Wiedziałem, że jeśli chcę złamać 3 godziny na królewskim dystansie to powinienem pobiec w takim czasie HM. Widziałem że wynik 37:46 na dychę, który miałem 29. lipca w Biegu Powstania Warszawskiego pozwala myśleć o takim czasie w połówce.

Półmaraton Praski to szybka trasa, która pozwala powalczyć o życiówkę. Start był o 20:30. Po fali upałów, tego dnia pogoda dla biegaczy była łaskawa. Przyjemnie chłodno, poniżej 15 stopni Celsjusza. Przyjechałem metrem pod Stadion Narodowy. Szybka zmiana butów na startowe. Oddanie depozytu. Zdjęcie z Pawko Runners Team o 20:00. Umówiłem się z Bartkiem, że razem pobiegniemy. Bartek zalicza się do grona „trójkołamaczy”. Zrobił to podczas maratonu w Wiedniu w tym roku. Ruszamy na rozgrzewkę. Spokojne 2 kilometry, 3 przebieżki i idziemy ustawić się na start. Jeszcze żel energetyczny chwilę przed startem. Plan był taki aby zacząć w tempie 4:00/km i tak trzymać przez pierwsze 15km, gdzie chciałem się zameldować po godzinie. Plany planami a życie życiem. Na zegarku ustawione tempo startowe na 1:24. Odliczanie. Start. Ruszamy. Poszedłem przodem. Spoglądam na zegarek co jakiś czas. Widzę że jestem kilka sekund do przodu, więc lecę tak dalej. Dobiegam do piątego kilometra oznaczonego na trasie. Patrzę na zegarek. Złapałem 19:41. O nie! Znów za szybko, a Bartka nie widzę. Ehhh. Nie tak miało być. GPS mnie oszukał! Druga piątka już spokojniej. Dobiegł do mnie Bartek! Uff. Lecimy razem. Drugie 5km w 19:58 czyli tym razem prawie w punkt. Miał być w tym miejscu drugi żel ale lekko łapała mnie kolka i zdecydowałem się zrezygnować z niego żeby nie ryzykować pogorszenia. Trzecia piątka nieco szybciej w 19:52. Jest dobrze, więc powoli zaczynamy przyspieszać. Mamy 17km i Bartek dobiega do grupki biegaczy przed nami. Ja zostaję z tyłu za nimi ale trzymam szybsze tempo. Czwarta piątka w 19:22. Jest naprawdę dobrze! Ostatnie 1,0975km, kilka zakrętów i ostatnia prosta do mety ile zostało sił w nogach. Przybiegam z czasem 1:23:35! 30 sekund przede mną był Bartek. Właśnie po to trenuję bieganie. Dla takich chwil. Warto było! To był piękny bieg i świetny prognostyk przed maratonem. Teraz czekamy na 24. Września w Warszawie. Może też zostanę „trójkołamaczem”.